Reklama na blogach - Blogvertising.pl
Okiem Svetomira: sierpnia 2010

piątek, 27 sierpnia 2010

Propagowanie naduzyć liturgicznych

Msza z naduzyciami


Propagowanie wśród dzieci świadomości liturgicznej, zwłaszcza zaś ukazywanie im, czym jest Msza Święta, jest czynnością szlachetną i godną pochwały. Przy wykonywaniu tej czynności należy jednak dołożyć wszelkich starań by przekazu nie zafałszować i wpoić najmłodszym prawdziwą wiedzę o tej Największej Tajemnicy, oczywiście w takim kształcie jaki jest do przyjęcia na ich poziomie rozwoju umysłowego. Trzeba jednak pilnie baczyć, aby tego przekazu nie zafałszować, gdyż mogłoby to zaowocować ukształtowaniem fałszywego obrazu Mszy Świętej, a nawet fałszywego obrazu Boga w sercach i umysłach niewinnych dzieci.




Trudnego i ważnego zadania pouczenia dziatek na temat Mszy Świętej podjęło się wydawnictwo diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu , publikując książeczkę autorstwa Ewy Skarżyńskiej (tekst) i Marka Sojki (ilustracje), zatytułowaną Msza Święta dla najmłodszych. Niestety, autorzy i wydawcy nie dochowali należytej staranności i skierowali do najmłodszych wiernych przekaz mocno zafałszowany, zwłaszcza w sferze ilustracyj. Na stronie trzeciej znajduje się obrazek przedstawiający Obrzędy Wstępne Mszy Świętej. Na obrazku tym widzimy ołtarz, na którym stoją trzy płonące świece i kielich bez welonu. Obrazek ten promuje jaskrawe, rażące i drastyczne nadużycia liturgiczne. W taki sposób odprawiać Mszy Świętej absolutnie nie wolno. Zgodnie z obowiązującymi przepisami liturgicznymi, nakrycie pustego kielicha welonem jest bezwzględnie obowiązkowe, a liczba świec, płonących na ołtarzu podczas Mszy, musi wynosić dwie, cztery, lub sześć, ewentualnie siedem, gdy Mszę sprawuje biskup. Nauczanie liturgiczne dzieci w sposób tak drastycznie niezgodny z przepisami, jest godne potępienia. Z drugiej jednak strony pochwalić należy umieszczenie na tym samym obrazku krzyża na ołtarzu. Pochwalić również należy ilustrację na stronie 11 , przedstawiającą przyjmowanie Komunii Świętej na klęcząco. Jednak te plusy nie są w stanie przesłonić wymienionych wyżej minusów.



Również warstwa tekstowa pozostawia wiele do życzenia. Warstwę tę stanowi wierszowana opowieść o tym, co się dzieje podczas Mszy Świętej. Opowieść ta jest jednak pełna dziur, niczym dobry szwajcarski ser. Co jednak służy serowi, to niekoniecznie musi służyć tekstowi katechetycznemu, choćby nawet bardzo uproszczonemu. Najpoważniejszą luką jest brak jakiejkolwiek, choćby nawet najmniejszej wzmianki o ofiarnym charakterze Mszy Świętej, nie mówiąc już o jej związku z Ofiarą Krzyżową Jezusa Chrystusa. Dobrze chociaż, że wspomniano o Trójcy Świętej i Realnej Obecności Ciała i Krwi Pana Jezusa w postaciach eucharystycznych. Ogólnie jednak rzecz biorąc, nie jest to zła książeczka, a wspomniane błędy można łatwo usunąć w kolejnych wydaniach. Apeluję więc niniejszym do wydawcy, aby nie omieszkał tego uczynić.

Gruszki na wierzbie

klon


Gruszki na wierzbie są przysłowiowym określeniem obietnicy niemożliwej do spełnienia, synonimem czegoś niemożliwego, czegoś co żadną miarą w świecie rzeczywistym zaistnieć nie może. Szczególnie często używa się go w odniesieniu do mało realnych obietnic, składanych przez polityków w okresach przedwyborczych. W wyrażeniu tym słychać echo ewangelicznego zdania "Czyż zbierają z ciernia jagody winne, albo z ostu figi?" (Mt. 7.20).




Dziś jednak chciałbym się przyjrzeć temu powiedzeniu nie z kulturowego, a z przyrodniczego punktu widzenia. Chciałbym się zastanowić nad tym, czy jest fizycznie możliwe, aby gruszki wyrosły na wierzbie? Na pierwszy rzut oka jnie ma takiej możliwości, albowiem gruszki rosną na gruszach (łac. Pyrus), nie zaś na wierzbach (Salix). Teoretycznie jest co prawda możliwe zaszczepienie gałązek gruszy na drzewach najbliżej z nią spokrewnionych gatunków. Nie jest to jednak wykonalne już nawet w odniesieniu do całej rodziny Różowatych (Rosaceae), tym bardziej więc nie da się tego uczynić w przypadku odległej taksonomicznie wierzby. To że gruszki mogą rosnąć tylko na gruszy i drzewach blisko z nią spokrewnionych nie wyklucza jednak możliwości jednoczesnego wyrastania także i na wierzbach. Tak się bowiem składa, że drzewa nie zawsze rosną bezpośrednio w ziemi. Zapewne każdy z nas widział nieraz drzewa wyrastające z dachów i murów zaniedbanych budynków.




Czasami zdarza się też, że drzewa wyrastają na spróchniałych fragmentach koron innych drzew, jak to ma miejsce w przypadku maleńkiego okazu Klonu zwyczajnego (Acer platanoides) wyrastającego w pośrodku korony Robinii akacjowej (Robinia pseudoacacia), co zostało uwiecznione na załączonej fotografii. A tak się składa, że właśnie niektóre wierzby należą do gatunków szczególnie podatnych na owo próchnienie, a co za tym idzie na wyrastanie innych drzew w swojej koronie. Jakieś dziesięć lat temu zdarzyło mi się, że szedłem podwieczorną porą z opactwa cystersów w Szczyrzycu przez szczytu góry Ciecień na stację kolejową w Kasinie Wielkiej. Po drodze, w miejscowości nomen omen Wierzbanowa, ujrzałem sporej wielkości Wierzbę białą (Salix alba), z której korony wyrastała całkiem pokaźna Brzoza brodawkowata (Betula pendula). Co prawda sfotografowałem wtedy to osobliwe zjawisko, ale z racji nałożenia się trzech niekorzystnych okoliczności, a mianowicie słabych warunków oświetleniowych, niskiej jakości aparatu fotograficznego i moich bardzo małych umiejętności w tej dziedzinie, zdjęcie wyszło bardzo słabe i niewyraźne. Do tego, w ciągu lat, które minęły od czasu tego wydarzenia, zarówno klisza, jak i odbitka gdzieś mi zaginęły, nie mogę więc do niniejszego opisu dołączyć adekwatnej fotografii. Nie zmienia to jednak faktu, że spora brzoza na wierzbie wyrosnąć może. A skoro może brzoza, to może i grusza.



Wyrośnięcie gruszek na wierzbie nie jest więc całkowicie niemożliwe, chociaż bez najmniejszej wątpliwości jest to zjawisko niezwykle rzadkie. Tak też należy chyba traktować również te przysłowiowe "gruszki na wierzbie", nie jako niemożliwe, ale jako bardzo mało prawdopodobne. Nie ma bowiem na świecie rzeczy niemożliwych, są jednak takie, których prawdopodobieństwo zaistnienia jest bardzo znikome.

Problem z imiesłowem

Katastrofa smoleńska swoim porażającym ogromem wywarła niezatarte piętno nie tylko na polskim życiu politycznym, ale także na wszystkich aspektach polskiej kultury, w tym i na języku. Wpływ ten jest niewątpliwie wielokierunkowy, ja jednak chciałbym się w tym tekście skupić tylko na jednym szczególnym elemencie. W takich momentach historii często się okazuje, że język nasz jest zbyt ubogi i brakuje mu słów na określenie wszystkich aspektów rzeczywistości. W tym konkretnym przypadku w języku polskim brakuje człowieka, który zginął. Ten, który zmarł, to zmarły; ten, który umarły; ten, który poległ, to poległy; ten, który zaginął, to zaginiony, a ten, który zginął nie ma swojego określenia. W takim przypadku najczęściej używamy określenia "tragicznie zmarły", jednak wyraźnie czujemy, że pozostawia ono znaczący niedosyt w zakresie precyzji. W końcu pojęcie "tragicznie zmarł" jest znacznie szersze niż "zginął". Przecież tragicznie zmarł ( w szerokim sensie) każdy, kogo śmierć była dla kogoś innego tragedią.



Zawsze byłem zwolennikiem maksymalnej precyzji w wyrażaniu się. W imię tej maksymalizacji postuluję niniejszym ustalenie brzmienia imiesłowu czasownikowego biernego dla czasownika zginąć. Użyłem sformułowania ustalenie, nie zaś utworzenie, gdyż nie można wykluczyć możliwości, że taki imiesłów istnieje od dawna, tyle że wyszedł już z powszechnego użycia, albo też nigdy nie zdołał się upowszechnić. Pozostawmy na razie tę kwestię na boku i zabierzmy się do sprawy tak, jakby trzeba było ów imiesłów stworzyć ex nihilo. W takim przypadku trzeba się do sprawy zabrać per analogiam, czyli przyjrzeć się imiesłowom biernym czasowników zbliżonych konstrukcyjnie do "zginąć". Jest takich mnóstwo, ale tylko dwa spośród tych, które przychodzą mi do głowy, mają tę samą szczególną właściwość, co zginąć, a mianowicie, będąc strony czynnej wykazują składniowe cechy strony zwrotnej. Są to zniknąć i zaginąć. Co do tego drugiego, to sprawa jest prosta i nie budząca najmniejszych wątpliwości - posiada on imiesłów przymiotnikowy bierny, który brzmi zaginiony. Z pierwszym jest natomiast dużo więcej komplikacyj. Jego imiesłów bierny po pierwsze jest dosyć rzadko używany, po drugie zaś przybiera dwie odmienne formy: zniknięty i znikniony. Pierwsza jest powszechniejsza we współczesnej polszczyźnie potocznej, zaś druga w tekstach staropolskich i poetyckich. Oto kilka przykładów:



Wtem wszystko przepada... i widzi, o dziwy -


Świat jasnych urojeń znikniony!


I siebie zmienioną w krzak brzydkiej pokrzywy,


A młodzian stał w oset zmieniony.


Adam Asnyk



"Że twój but prawy powieszą w Sybilli,


A o znikniony lewy będą skargi". -


Nie mówię więcéj, bo mój rym już kwili


I łzami się już zalewają wargi!


Juliusz Słowacki



lecz chmur błysk zjawi się i już znikniony,


tenci nie znikał zaś, lecz rósł w pożogę,


więc w duszy: - Co to? - pytam się zdumiony.


Dante Alighieri w przekładzie Anny Świderskiej



Mnie osobiście druga forma wydaje się bardziej dostojna i elegancka, co łatwo można obronić, podpierając się autorytetem cytowanych wyżej twórców. Z analizy tych dwóch czasowników wynika więc dosyć jednoznacznie, że imiesłowem przymiotnikowym biernym dla czasownika zginąć jest zginiony. Co ciekawe, słowo takie występuje w dosyć licznych tekstach staropolskich, literackich i gwarowych. Oto przygarść cytatów:



Czym się za młodu skorupka nawarzy,


Już z ni na starość tego nie wyparzy.


Także i młody we złe zaprawiony,


Już jest zginiony.


Anonim gdański z 1643 roku



Juześ zginiony, jus potampsiony. Nie ufaj Bogu, stois na psiekielnam progu. Dekret na ciebzie, ześ Boga straciuł, kto ci za to zapłaciuł?


Ludowe jasełka kurpiowskie



Jestem zginiony — odpowiedział Tadeusz — daj mi pokój, cóż komu do tego, kiedym szczęśliwy!


Józef Ignacy Kraszewski



By w chęć nieprzyjacielską, dawnom ja zginiony;


Będzież (mówią) ten kiedy dzień błogosławiony,


Że go leżąc na marach ostatnich ujrzemy,


A tym wdziadłem oczy napasiemy?


Jan Kochanowski



Jak wyraźnie widać, we wszystkich przytoczonych przykładach, słowo zginiony pełni, bez najmniejszej wątpliwości, rolę imiesłowu przymiotnikowego biernego czasownika zginąć. Nie można więc mieć wątpliwości co do tego, że jest to prawidłowa forma tego imiesłowu. Język jest zasadniczo systemem spójnym i logicznym. Dlatego drogą analogii można by ustalić brzmienie dawno zapomnianego imiesłowu, nawet w przypadku, gdyby nie było świadectw w tej kwestii.