Reklama na blogach - Blogvertising.pl
Okiem Svetomira: kwietnia 2009

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Andrzej Samson – przestępca, czy ofiara?

Zamiar napisania tekstu o Andrzeju Samsonie powziąłem bezpośrednio po jego śmierci, odstąpiłem jednak od niego, wskutek pewnych wątpliwości. Naturę owych wątpliwości przedstawię w dalszej części tekstu, najpierw jednak napiszę to, co miałem zamiar napisać już wtedy.


Andrzej Samson padł ofiarą pewnych schematów panujących w polskiej humanistyce. Otóż gros polskich uczonych z zakresu nauk humanistycznych z nieufnością podchodzi do obserwacji uczestniczącej, jednocześnie jak w święty obrazek wpatrując się w wywiad i ankietę. Dziwi to szczególnie w kraju, z którego pochodził największy propagator, można by rzec ojciec obserwacji uczestniczącej - Bronisław Malinowski. Co ma obserwacja uczestnicząca do sprawy Andrzeja Samsona? Otóż, jak wszyscy interesujący się tą sprawą. wiedzą, zaczęła się od znalezienia na śmietniku wyrzuconych przez niego zdjęć pornograficznych. Jak sam wyjaśniał, zdjęcia te służyły mu do badań naukowych nad pedofilią.


Ani prokuratura, ani sąd nie dały tym wyjaśnieniom wiary. Oparły się przy tem na dwóch przesłankach. Po pierwsze, ani w domu ani w komputerze Samsona nie znaleziono notatek do pracy o pedofilii. Jest to dość poważna przesłanka, jednak nie dowodzi ona nieprowadzenia badań naukowych na ten temat. Być może badacz był dopiero na etapie gromadzenia i segregowania materiału, a w tym momencie nie ma jeszcze konieczności prowadzenia notatek. Jest to normalne w naukach humanistycznych. Ja sam mam projekty w tym stadium zaawansowania, oczywiście dotyczące nie pedofilii, a dla przykładu sztuki ludowej. Tak więc przesłanka ta, chociaż silna, nie stanowi dowodu.


Po drugie, na podstawie opinij innych specjalistów, uznano, że aby badać pedofilię, nie trzeba analizować dziecięcej pornografii, wystarczy oprzeć się na ankietach, wywiadach i wcześniej powstałych opracowaniach. Wychodzi tutaj cała niechęć polskiego środowiska naukowego do obserwacji uczestniczącej i metod pokrewnych. Samson nie stosował pełnej obserwacji uczestniczącej, a jedynie analizę źródeł zastanych. To wystarczyło, aby go oskarżyć i zniszczyć. W naszym kraju wolność prowadzenia badań naukowych jest bardzo ograniczona. Tutaj Zimbardo nie mógłby przeprowadzać swoich słynnych eksperymentów. Nie znaczy to, że popieram takie eksperymenty. Popieram jedynie wolność ich przeprowadzania. Oczywiście badacz popełnił duży błąd. Nie był to jednak tylko błąd, ale wręcz przestępstwo. Kontrowersyjnych materiałów badawczych nie wyrzuca się do osiedlowego śmietnika, gdzie mogą się dostać w ręce osób niepowołanych.


W sprawie Samsona oprócz wątku badawczego jest także wątek terapeutyczny. Stosował on bowiem kontrowersyjne terapie, które prokuratura i sąd uznały za molestowanie nieletnich. Tego, że tymi terapiami Andrzej Samson wiele dzieci wyleczył z poważnych dolegliwości, wymiar sprawiedliwości nie dostrzegł. Istotnie i tutaj, podobnie jak w sprawie zdjęć, Samson złamał prawo. Takie terapie powinien przeprowadzać wyłącznie za wiedzą i zgodą rodziców leczonych dzieci, a tego zaniedbał. Takie złamanie prawa jest jednak tylko występkiem, nie zaś zbrodnią.


Na skutek przewlekłości postępowania sądowego, terapeuta nie doczekał prawomocnego wyroku. Był chory już przed uwięzieniem, ale wieloletni areszt niewątpliwie przyspieszył jego śmierć. Można powiedzieć, że Andrzej Samson jest ofiarą bezdusznych procedur naukowych i sądowniczych.


I tu dochodzimy do wątpliwości, o której pisałem na początku. Polega ona na tym, że obawiałem się uwag, iż nierówno traktuję pozornie podobne przypadki, mianowicie Andrzeja Samsona i Szymona Mola. Pierwszego z nich bronię, a na drugim suchej nitki nie zostawiam. A przecież obydwaj zmarli nie doczekawszy się prawomocnego wyroku i obydwu zapewne długotrwały areszt przyspieszył zgon. A jedna z podstawowych zasad prawniczych mówi, że do momentu wydania prawomocnego wyroku, delikwenta należy uważać za niewinnego. Obydwaj więc, w świetle prawa, umarli w stanie domniemanej niewinności.


Podobieństwa między nimi są jednakowoż tylko i wyłącznie powierzchowne. Co do istoty, ich przypadki różnią się diametralnie. Po pierwsze zasada domniemania niewinności dotyczy wymiaru prawnego. Do oceny o charakterze etycznym wystarczy znaczące uprawdopodobnienie czynu, nie trzeba go udowadniać. A w tym zakresie jest między obydwoma panami znacząca różnica. Co do Mola jest prawie pewne, że świadomie zaraził wiele kobiet śmiercionośnym wirusem HIV. Nie jest jedynie pewne ile tych kobiet było i czy wszystkie umrą na AIDS. Niewątpliwie jednak wszystkie one będą odtąd żyły w nieznośnym cieniu śmierci. Jest również prawie pewne, że podawał się za kogoś kim nie był, mianowicie za uchodźcę politycznego i znanego w swej ojczyźnie dziennikarza. Wreszcie nie bez znaczenia jest fakt, że owe zarażone kobiety skłaniał do współżycia za pomocą obrzydliwego szantażu. Mówił im mianowicie, że jeśli mu odmówią, będzie to oznaczało, że są rasistkami. Można go więc bez krzty przesady nazwać parszywym degeneratem. Tymczasem w przypadku Andrzeja Samsona wygląda to zupełnie inaczej. Terapeuta prawie na pewno lekce sobie ważył ogólne zasady współżycia społecznego. Prawie na pewno swoje badania naukowe prowadził niedbale i nie biorąc pod uwagę bezpieczeństwa osób postronnych. Prawie na pewno też w sposób niezgodny z prawem stosował eksperymentalne, nierzadko kontrowersyjne terapie. Jest natomiast mało prawdopodobne, aby umyślnie wyrządził komuś krzywdę. Można go więc nazwać człowiekiem nieodpowiedzialnym i tyle. Do degenerata w stylu Mola było mu bardzo daleko.



Po drugie, jest rzeczą naturalną, że więcej jesteśmy skłonni wybaczyć ludziom legitymującym się sporym dorobkiem pozytywnym, niż takim, którzy nic wielkiego w życiu nie zrobili. A dorobek Andrzeja Samsona jest niemały. Pomógł on tysiącom Polaków, zarówno bezpośrednio, jako terapeuta, jak też pośrednio, jako autor mądrych poradników. Wielka szkoda, że jego książek obecnie się nie wznawia. Mam nadzieję, że kiedyś wrócą do obrotu. Trzeba bowiem pamiętać, że Andrzej Samson był jednym z najwybitniejszych psychoterapeutów w Polsce. Na tym tle dorobek Szymona Mola wypada niezwykle blado. Nie nazwę go zerowym, bo bym skłamał. W końcu opublikował on jakiś zbiorek poezyj, a więc minimalny wkład w kulturę polską miał. Jednak ten jego dorobek, w przeciwieństwie do dorobku Samsona, nie równoważy nawet jednego procenta jego łajdactw.


Z powyższego wynika, że przypadki Andrzeja Samsona i Szymona Mola są absolutnie nieporównywalne. Mol był wielkiego formatu łajdakiem, natomiast Samson był wysokiej klasy fachowcem, który popełnił parę występków, ale te występki nie przekreślają jego osiągnięć. Warto więc go zapamiętać jako niekwestionowany autorytet w dziedzinie psychoterapii, którym niewątpliwie był, a nie jako pedofila, którym zapewne nie był.

Victimae paschali laudes

Victimae Paschali laudes to łacińska sekwencja stanowiaca część rzymskokatolickiej mszy, przypisana na niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego i dni oktawy Zmartwychwstania Pańskiego. Jej autorstwo przypisuje się powszechnie Wiponowi z Burgundii, niekiedy zaś Notkerowi Jąkale, Robertowi II Pobożnemu, bądź Adamowi od Św. Wiktora.


Jest jedną z czterech sekwencyj zachowanych w liturgii katolickiej do dnia dzisiejszego. W niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego jest obowiązkowa, a dni oktawy Zmartwychwstania Pańskiego dowolna .Komponowało do niej muzyke wielu kompozytorów w tym: Antoni Busnois, Jodok des Prés, Roland de Lassus, AdrianWillaert, Jan Piotr Ludwik da Palestrina, czy William Byrd. Wywodzą się z niej luterańskie hymny zawarte w kantacie Jana Sebastiana Bacha Christ lag in Todesbanden.


Victimae paschali laudes

Immolent Christiani.


Agnus redemit oves

Christus innocens Patri

Reconciliavit

Peccatores


Mors et Vita duello

Conflixere mirando;

Dux vitae mortuus

Regnat vivus.


Dic nobis, Maria.

Quid vidisti in via?

Sepulchrum Christi viventis

Et gloriam vidi resurgentis.


Angelicos testes.

Sudarium et vestes.

Surrexit Christus spes mea;

Praecedet suos in Galilaeam.


Credendum est magis soli

Mariae veraci

Quam Judaeorum

Turbae fallaci.


Scimus Christum surrexisse

A mortuis vere.

Tu nobis victor

Rex miserere.


Amen. Alleluia.


Z przekładów polskich uwagę zwraca tłumaczenie ks. Stanisława Grochowskiego, z 1599 roku, dajace się śpiewać na oryginalną melodię gregoriańską, które przytaczam za tą stroną:


Ofiarujmy chwałę w wierze,

Wielkonocnej ofierze.

Baranek owce zbawił,

Chrystus nam pokój sprawił

Z Ojcem naszym Panem,

Rozgniewanym.

Śmierc i żywot przeciwną

Bitwę zwiedli, a dziwną.

Żywot acz prawdziwie

Zabit, żywie.

Marya powiedz nam,

Coś widziała, żywli Pan?

Widziałam grób już żywego,

Patrzałam na chwalebną twarz jego.

Widziałam widzenie,

Aniołów i odzienie.

Powstał Pan kochanie moje,

Uprzedzi do Galilei swoje.

Słuszniej wierzyć Maryi świętej białejgłowie,

Niż temu co plotą fałszywi Żydowie.

Wierzym, że Chrystus powstał od umarłych żywy

Zwycięzco królu bądź miłościwy.

Alleluja.


Tłumaczenie to zostało też przerobione na pieśń zwrotkową. Jej tekst znajduje się tutaj:

Ofiarujmy chwałę w wierze, Przy Wielkanocnéj ofierze; Gdy Baranek owce zbawił, Chrystus grzesznym pokój sprawił. Alleluja.

Z Bogiem Ojcem naszym Panem, Srodze na nas zagniewanym, Pogodził nas śmiercią srogą, Za nas lejąc krew swą drogą. Alleluja.

Śmierć i żywot zbyt przeciwną, Bitwę zwiedli bardzo dziwną; Żywot choć umarł prawdziwie, Zabity wszelako żywie. Alleluja.

Maryja racz powiedzieć nam , Coś widziała? czy żyje Pan? Widziałam grób już żywego, Patrzałam i na twarz Jego. Alleluja.

Widziałam Pana mojego, W chwale Swéj zmartwychwstałego; Widziałam dziwne widzenie: Aniołów, potnik, odzienie. Alleluja.

Powstał Pan kochanie moje, Ujrzy w Galilei swoje; Wierzmyż świętéj białogłowie, Bardziéj niż złych żydów mowie. Alleluja.

Jezu Królu wiecznéj chwały, I zwyciężco okazały; Wierzym żeś wstał z martwych żywy, Chryste bądź nam miłościwy. Alleluja.


Tłumaczenia obecnie uzywanego w liturgii nie przytaczam, gdyż jest ono w porównaniu z powyższymi bardzo mizerne. Na koniec, jak zwykle, kila nagrań z youtube:

Victimae Paschali laudes Manuela de Sumaya w wykonaniu Capilla virreinal

Victimae Paschali laudes gregoriańskie w aranżacji popowej w wykonaniu Alice

Victimae Paschali laudes improwizowane przez Daniela Rotha

Victimae Paschali laudes improwizowane przez Pawła Wagenera

Victimae Paschali laudes nieznanego kompozytora w wykonaniu nieznanym

Victimae Paschali laudes gregoriańskie z Pompiano pod dyrekcją Liwiusza Biondiego

Victimae Paschali laudes nieznanego kompozytora w wykonaniu chóru Aztec Singers

Troparion paschalny

Troparion paschalny to najważniejszy hymn bizantyjskiej liturgii wielkanocnej. Używany jest w Kosciołach prawosławnych i unickich. Wielokrotnie rozbrzmiewa w trakcie każdej Liturgii Okresu Wielkanocnego. Poniżej tekst grecki, wraz z transliteracją, tekst starocerkiewnosłowiański i mój własny przeklad na język polski ujety w konwencje „ostatniej zwrotki” do pieśni Chrystus zmartychwstan jest.

Χριστός ανέστη εκ νεκρών,

θανάτω θάνατον πατήσας,

και τοις εν τοις μνήμασι,

ζω ήν χαρισάμενος!

Christos aneste ek nekron,

thanato thanaton patesas,

kai tois en tois dzoen charisamenos.

Хрїстосъ воскресе изъ мертвыхъ,
Смертїю смерть поправъ,
И сѹщымъ во гробѣхъ
животъ даровавъ!

Chrystus Zmartwychpowstał,

Śmiercią śmierć pokonał,

Tym, którzy w grobach leżą,

Żywot wieczny darował . Alleluja!

A na koniec, jak zwykle kilka nagrań youtube.com:

Troparion paschalny koptyjski – rewelka!

Troparion paschalny koptyjski tradycyjne wykonanie

Troparion paschalny po grecku – Vangelis i Irena Papas

Troparion paschalny po grecku – Piotr Gaitanos

Troparion paschalny po rumuńsku

Troparion paschalny po rumuńsku w formie piosenki Alina Garlai

Troparion paschalny po starocerkiewnosłowiańsku

sobota, 18 kwietnia 2009

Tradycyjna śląska Wielkanoc



Już po raz piąty zabieram się do pisania o śląskiej Wielkanocy. Poprzednie prace, w większości niepublikowane powstawały w latach 2001-2005. Niniejsza jest ich kompilacją ukazującą najistotniejsze zwyczaje i obrzędy wielkanocne.


Obrzędy wielkanocne zwyczajowo zaczynają się poświęceniempalm w Niedzielę Palmową. Palmą powszechnie nazywa się obrzędowy bukiet z gałązek drzew i krzewów, suszonych traw i kwiatów, a także innych elementów na przykład wstążek i kolorowego papieru w charakterze dodatków. Niektórzy etnologowie wiążą palmy wielkanocne z prastarym pogańskim kultem \"rózgi życia\", zielonej i młodej gałązki, symbolizującej odżywanie przyrody (Pośpiech). W tradycji kościelnej są one pamiątką triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy i gałązek palmowych, które kładli przed Nim jej mieszkańcy. Na Górnym Śląsku palmy najczęściej wykonywano z gałązek następujących drzew i krzewów: wiyrba, potym kokocz, jo nie wiym, wiym, że to u Pieczki dycki rosło tyn kokocz, ale co to było za roślina to nie wiym, dycki to tak nazywali, lyska, oliwne drzewko na tyn wyrch się potym dowało, kocianki (Gorzyce). Wiyrba, kocianki i kokocz to ludowe określenia trzech gatunków wierzby: w. białej (salix alba), w. iwy (s. caprea) i w. kokocyny. Stosowano też gałązki innych drzew i krzewów liściastych, w tym przede wszystkim brzozy. W tradycyjnych palmach nigdy nie używano gałązek drzew iglastych. Drzewa takie nie budziły się bowiem z zimowego snu nie miały więc mocy pobudzania sił wegetacyjnych. Moc tę jeszcze zwiększano poprzez odpowiednie przygotowania.



Gałązek na palmę nie zbierano bezpośrednio przed niedzielą palmową, ale około dwóch tygodni wcześniej. Scięte gałązki wkładano do wody i pozwalano im wypuścić małe listki. Dotyczyło to przede wszystkim gałązek brzozy. Brzoza ma duże znaczenie w magii ludowej na omawianym terenie. Stosuje się ją również w obrzędach związanych ze świętem Bożego Ciała.



Wróćmy jednak do palm. Wykonywało się owe palmy w następujący sposób: on jedna ta wiyrba dycki przecion na poły i tak to fajnie potym obwionzoł, tym jednym połym we trzech miejscach (Gorzyce). Tradycyjnie do wiązania palmy nie używano sznurka ani drutu. Oprócz omawianego wiązadła stosowano również czerwone kokardki, albo rzemień od bata, \"aby konie były tłuste\" (Strzeleckie) Palma tradycyjna składała się z trzech do sześciu gałązek, długości około 25 - 40 cm. Nie było i zasadniczo nie ma na Śląsku zwyczaju tworzenia palm znaczniejszych rozmiarów.


Do śląskiej palmy zasadniczo nie dodawano żadnych składników, poza gałązkami jak kwiaty, trawy, czy papiery. W ostatnich dziesięcioleciach palmy tradycyjne są niestety coraz częściej wypierane przez palmy kupowane w sklepach , a przynależące do tradycji innych regionów kraju. Zmiany te występują jednak jedynie u rodzin nie uprawiających ziemi, ani nie chowających zwierząt gospodarskich.


Rodziny rolnicze i półrolnicze (półrolniczymi nazywam te, które mają pozarolnicze źródła utrzymania, pomimo to jednak dodatkowo uprawiają ziemię, lub chowają zwierzęta) nadal wykorzystują palmy tradycyjne, gdyż tylko takie nadają się do zastosowania w praktykach magicznych, które omówię poniżej. Palmy do kościoła nosiły i noszą do nadal głownie dzieci. Źle jest widziane obecnie noszenie palm przez dorosłych. Po poświęceniu palmę przynosi się do domu i odcina się część górną od dolnej we trzech miejscach związanej. Tę część dolną zabierają również dzieci do kościoła na obchody wielkosobotnie. Niekiedy tę czynność wykonują dorośli, zwłaszcza w przypadku, gdy obchody te sprawowane są zgodnie z rubrykami liturgicznymi, czyli w godzinach nocnych (Liturgia Wielkiej Nocy bezwzględnie powinna zacząć się po zmierzchu, a zakończyć przed świtem, przepisy te jednak zaczęły obowiązywać dopiero od czasu reformy liturgicznej).


W czasie tych obchodów opala się palmę w żarze poświęconego ogniska. To opalanie można rozumieć jako rytualne oczyszczenie przez ogień, i to nie byle jaki ogień, bo przecież poświęcony. Trzeba przy tym baczyć, aby gałązki nie uległy spaleniu, ani nadmiernemu osłabieniu, gdyż utraciłyby wtedy możność dalszego zastosowania. Tak spreparowane palmy powtórnie przynosi się do domu i zachowuje aż do dni krzyżowych, czyli poniedziałku, wtorku i środy poprzedzających uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. W Dni krzyżowe Palmy te rozplątuje się i wykonuje się z nich małe krzyżyki.


W innych częściach Śląska robi się to kiedy indziej, na przykład w Poniedziałek Wielkanocny, albo nawet już w samą Niedziele Palmową, w takim przypadku jest pominięty etap opalania. W owe dni część tych krzyżyków wtyka się w ziemię na polu, aby zapewnić dobre urodzaje. Inną część z nich zatyka się za Święte obrazy w domu, by zapewnić domownikom wszelką pomyślność. Jeszcze inne zatyka się za belki dachu domu i innych budynków by ochronić te budynki przed pożarami. Wreszcie ostatnią część zatyka się za ramy okien, by dom chronić od piorunów. Resztki po tej operacji rozdzielania palm trzeba koniecznie spalić w piecu, nie wolno ich wyrzucać. Istnieje bowiem silne przekonanie, że wyrzucanie jakichkolwiek przedmiotów poświęconych sprowadza nieszczęście.


Inne zastosowania mają wierzchy palm oddzielone od dołów przed Wielką Sobotą. Te części przechowuje się w domu z wielką starannością, aż zajdzie potrzeba ich użycia. Zastosowania ich są zaś dwojakie. Po pierwsze \"kotki\" z palm stosuje się jako lekarstwo na bóle gardła. Wielu badaczy twierdzi, że zwyczaj ten nie jest już praktykowany, a zachował się jedynie w pamięci i w przekazie ustnym. W rzeczy samej praktykuje się go dzisiaj bardzo rzadko, ale jednak można się z tym jeszcze gdzieniegdzie spotkać (Gorzyce). Na choroby przeziębieniowe stosuje się niekiedy wywar z palm. Ten sposób nie jest pozbawiony racjonalności. Palma jest jak już wspomniałem wykonana przede wszystkim z gałązek różnych gatunków wierzby. Wierzba zaś, a zwłaszcza jej kora zawiera w składzie salicylany, podobne w charakterze chemicznym i działaniu farmakologicznym do aspiryny. Sproszkowana kora wierzby jest zresztą stosowana nie tylko w medycynie ludowej, ale także akademickiej.


Druga grupa zastosowań jest związana z hodowlą bydła: No to zaś potym jak krowa się ocieliła, rozumiysz, toch trocha tego wyrchu nabrała do gorka i szłach se jom okadzić. Toch do gorka wciepła i konsek wonglika do tego, tak że mi się to chyciło i to tym dymym żech se okadziła. Jak żech miała krowa ocielono, to potym zaroz na drugi dziyń toch se wziyna tej palmy do gorka takigo starego, ciepłach tam wongli, coby mi się to chyciło. To było taki zapobieżyni, że się niby tej krowie nic nie stanie, tak starzy ludzie godali. To tak prawiom, że ją nie podleci. Moja mama też tak robiła, ale jo tego już nie prowadziła. Chodziła potym z tym kadzidłym po całym chlywie. Jak jo uż prawie nie robiła, to Erichowe synki zawsze miały, tóż prawim to dejcie synki jedna ta palma. Dali mi jom, bo mi się najbardziyj o tyn wyrch rozchodziło, żebych miała na to okadzyni. Dyć ostatnio jeszcze Nowak prziszoł do mie, prawi ni mosz czasym z palmy. Jo prawia Josefie, jeszcze tam kanś jest we worku na wyrchu, wiysz. Bo prawi se nie wiymy rady momy tako krowa jakoś choro, nie umimy se dać rady z niom. Może by my spróbowali jeszcze jom okadzić. Nie było to downo, nie wiym możno ze trzi roki, bo ze dwa roki krowy ni mo. I dałach mu to. (Gorzyce)


Na podstawie tych informacji można zaobserwować pewne zróżnicowanie w tych praktykach. I tak niekiedy okadza się cały chlew, niekiedy zaś tylko samą krowę z cielęciem. Niekiedy zabieg ten traktuje się jako profilaktyczny, kiedy indziej jako leczniczy. Palmy niesione w procesji przez duchowieństwo i osoby zakonne są spalane całkowicie, a popiół z nich stosuje się w następnym roku w obrzędach środy popielcowej. Nie ma natomiast na Górnym Śląsku powszechnego w innych stronach obyczaju chłostania się palmami.
Tyle można powiedzieć o palmach. Widać z powyższego, że palma wielkanocna ma niemałe znaczenie magiczne. Palma, jako symbol sił wegetacyjnych, wzmocniona jeszcze przez poświęcenie ma moc pobudzania tychże sił w ludziach i zwierzętach. Zieloność palmy udziela witalności krowom i ludziom.


Przejdźmy do następnych zwyczajów. Niedziela Palmowa otwiera Wielki Tydzień zwany też niekiedy w liturgii kościelnej tygodniem Męki Pańskiej. Ta druga nazwa pojawiła się po reformie liturgicznej i zastąpiła wcześniejszy dwutygodniowy Okres Męki Pańskiej (Tempus Passionis), wciąż jeszcze funkcjonujący w świadomości ludowej. Dawniej z Wielkim Tygodniem związane były liczne przesądy. Utrzymały się już tylko dwa z nich i nie dotykają już całego tygodnia, a tylko drugiej jego części, najczęściej od Wielkiej Środy począwszy. Obydwa omówię przy wielkim piątku, tu tylko wspomnę, że jeden zakazuje prac na roli i w ziemi w ogólności, a drugi śpiewu, a zwłaszcza gry na wszystkich instrumentach, oraz używania sprzętu audiowizualnego.


Pierwszym po Palmowej Niedzieli dniem z którym związane są szczególne obchody jest Wielka Środa. Są z nią związane dwa obrzędy: palenie żuru i wypędzanie Judasza. Paleniem żuru nazywane jest spalanie starych mioteł, często nasączonych smołą lub innym paliwem. Odbywa się to najczęściej na wzgórzach za wsią (Pośpiech). Śpiewa się przy tym obrzędowe pieśni. Palenie Judasza, bądź jego wypędzanie jest obyczajem praktycznie już zanikłym w czasach obecnych. Różnie się to odbywało. Czasami wypędzano z kościoła przebraną na czerwono postać, czasami palono kukłę symbolizującą niewiernego apostoła (Pośpiech) lub zrzucaną takowa z kościelnej wieży.


Z Wielkim Czwartkiem związana jest tradycja zawiązanych dzwonów. Mówi się, ze od Gloria we mszy Wielkiego Czwartku do Gloria Wielkiejnocy dzwony kościelne są zawiązane. Gdzieniegdzie mówi się też, że są na ten czas wywiezione do Rzymu (Pośpiech) W tym czasie w liturgii kościelnej w miejsce dzwonków używa się kołatek. Nie wolno też wtedy używać żadnych instrumentów muzycznych ani w liturgii ani w życiu świeckim. W wielu domach w tym czasie, a gdzieniegdzie już od wielkiej środy ni słucha się radia, nie ogląda się telewizji i nie śpiewa się. Jest z tym też integralnie powiązane chodzenie z kołatkami. Kołatki są to drewniane idiofony używane w liturgii katolickiej od Wielkiego Piątku do Wielkiej Soboty zamiast dzwonków i gongów. Na śląskich wsiach rozpowszechnione było, a gdzieniegdzie nadal jest chodzenie w Wielki Piątek z tymi kołatkami młodych chłopców, a najczęściej ministrantów dookoła kościoła jak również po wsi.


Od zawiązania dzwonów w czasie ceremonii Wielkiego Czwartku, aż do procesji rezurekcyjnej nie wolno było wykonywać żadnych robót ziemnych. Nie wolno było grzebać w ziemi ani rękami, ani żadnym narzędziem. Nie było również wolno niczego z ziemi wyciągać, ani wyrywać. Ziemia była przez ten czas objęta tabu, ze względu na dwukrotne przebywanie w niej Pana Jezusa, najpierw w ciemnicy, potem zaś w grobie. Z zakazu prac ziemnych w tym okresie mogli być zwolnieni tylko grabarze i tylko w najpilniejszych przypadkach. Przez wszystkich innych natomiast zakaz ten musiał być ściśle przestrzegany. Taka sytuacja trwa do tej pory i mało kto się z tego wyłamuje. W niektórych okolicach jednak jest on obecnie ograniczony czasowo do samego tylko Wielkiego Piątku. Pośpiech podaje, że w Wielką Sobotę prace rolne obecnie się wykonuje.


Szczególna obrzędowość była związana z dniem Wielkiego Piątku. Obchody tego dnia rozpoczynają się zaraz po północy. Miejscem tych nocnych obrzędów są rzeki i potoki, a w innych stronach źródła i studnie. W miejscach tych dokonuje się rytualnych obmywań: Jak północ minyła to my uż tam szli. Ze wsi z Gorzyczek jedyn drugigo my wołali. Na woda to my szli. Tam my się pomodlili, umyli my się, o drugiyj, pół trzeciyj, to my wracali nazod. Potym to zaś my tak troszyczka nieskorzyj chodzili, tak kole czwartej. Jedni odchodzili, drudzy przichodzili. Każdy przed sia się modlił, swoji intyncje (Gorzyce) Modlili my się nie ino pod tom kapliczkom, ale ta, kaj teraz je tyn ołtorz, tam stoł krziż i pod tym krziżym my się też potym modlili. Tyn krziż był bez front złomany (Gorzyce).


W tych potokach i źródłach obmywało się ręce, twarz i kolana. Miało to chronić przed licznymi chorobami, zwłaszcza reumatycznymi. Obrzęd obmywania sprawowano na pamiątkę wtrącenia Jezusa do potoku Cedron. Wodę tę (jeżeli pochodziła ze źródeł lub studni) nabierano również w naczynia i przynoszono do domu. Kropiono nią wszystkie pomieszczenia domu oraz chlewa i obory, dawno ją także do picia ludziom i zwierzętom. Miała ona moc chronienia przed wszystkimi chorobami. Część wody zachowywano na późniejsze potrzeby. W czasie burz kropiono nią okna. Dawano ją także do picia chorym. Kiedyś wierzono, że woda o północy zamienia się w wino lub krew (Pośpiech).


Często z tym obmywaniem wiązały się liczne przesądy. Nie wolno było w drodze nic mówić, a po obmyciu nie było wolno się wycierać (tamże). Tenże sam Pośpiech notuje występujący gdzieniegdzie zwyczaj wypijania kieliszka wódki po powrocie z nocnych obrzędów. Czyniono to na pamiątkę napojenia Jezusa winem z goryczą. Wypicie kieliszka wódki w Wielki Piątek miało chronić przed chorobami i paradoksalnie również przed alkoholizmem. Najskuteczniejsza do tego celu miała być nalewka z tataraku, tak zwana tatarczówka.


Na pamiątkę pięciu ran Jezusa, należało w Wielki Piątek zjeść piec kawałków chrzanu (tamże), co chronić miało przed chorobami przewodu pokarmowego. Chodzenie po żelazie i po nawozie miało chronić przed chorobami nóg. Maść wyrabiana w Wielki Piątek z pączków topoli miała leczyć choroby skóry i działać na porost włosów. Jest tych przesądów znacznie więcej, gdyby je wszystkie wymienić zdominowały by całą pracę. Warto natomiast zauważyć, ze powszechne jest przekonanie, że dzień uświęcony męką Chrystusa jest przepełniony magiczną mocą zdolną uwalniać ze wszystkich praktycznie dolegliwości, o ile zna się właściwą magiczną procedurę. Tego samego dnia miedzy południem a trzecią popołudniu na pamiątkę męki Chrystusowej stawia się zapaloną świecę przed krzyżem wiszącym na ścianie.


Kolejny dzień – Wielka Sobota kojarzy sie przede wszystkim z chodzeniem ze święconym. Święcenie pokarmów odbywa się po południu, czasem wczesnym wieczorem. Ze święconym najczęściej idą dzieci, ale nie jest to regułą. Do święcenia niesie się zawsze: chleb, jajka i szynkę, inne pokarmy wedle woli. Spożywa się te pokarmy na wielkanocne śniadanie. Nic ze święconego nie może się zmarnować.


Również w Wielką Sobotę maluje się kruszonki. Na Śląsku stosuje się techniki jednobarwnego malowania: batikową, wytrawiającą i rytowniczą. Dosyć popularne jest również barwienie jajek wywarem z łusek cebuli. Tego też dnia piecze się wielkanocne ciasta. W Wielką Sobotę najważniejszym obrzędem jest święcenie pokarmów, ognia i wody w czasie liturgii Wigilii Paschalnej, która odprawiana w sobotni wieczór, należy już formalnie do niedzieli.. O święceniu ognia wspomniałem już przy okazji palm, pisząc o opalaniu ich części, robieniu krzyżyków, etc.


Teraz wspomnę, że czasami w miejsce palm opala się specjalnie na ten cel przygotowane drewienka. Również święcenie wody ma niemałe znaczenie w magii ludowej. Wodę zabiera się do domów do picia i kropienia. Na razie dosyć rzadko w parafiach górnośląskich liturgia Wigilii kończy sie procesją rezurekcyjną. Ta ostatnia dotąd odprawiana jest najczęściej w niedzielę wczesnym rankiem.


Pierwszy dzień świąt spędza się w zaciszu domowym, w gronie najbliższej rodziny. Nikogo w tym dniu nie powinno się odwiedzać. Na odwiedziny jest przeznaczony świąt dzień drugi. Początkiem obchodów pierwszego dnia Świąt Wielkanocnych jest procesja rezurekcyjna, najczęściej odprawiana wcześnie rano. Gdzieniegdzie istniał do niedawna zwyczaj ścigania się furmankami w drodze na rezurekcję. Ścigają się także piesi. Wierzono, że zwycięzca wyścigu pierwszy ukończy żniwa (Pośpiech). Nie ma na Śląsku zwyczaju dzielenia się jajkiem. Na śniadanie jedzono: wędzonkę, jaka, chleb, sól, chrzan iwino.


Ciekawy zwyczaj, związany ze spożywaniem wielkanocnych jajek notowano jeszcze sto lat temu na Śląsku Cieszyńskim. Polegał on na smażeniu jajecznicy na ognisku pod lasem lub na łące, najczęściej w drugi dzień świat. Kończyło się to smażenie śpiewami i tańcami przy ognisku. Obrzęd ten łączy elementy sakralne i ludyczne. Sakralnymi są niewątpliwie poświęcone jajko i ognisko, nawiązujące do o dwa dni wcześniejszego ogniska przy kościele. Ludycznymi są zaś śpiew i taniec. Weźmy z kolei taki śmigus-dyngus, który dziś zwłaszcza w miastach przybiera charakter chuligańskiego wybryku. Jednak inna była jego rola przez stulecia. Dawni folkloryści pisali o poniedziałku wielkanocnym, ze jest to „najmokrzejszy i najradośniejszy dzień w roku”. Tak jest i dotąd w niektórych miejscowościach, przykładem mogą służyć tu wsie Krzyżanowice i Bolesław pod Raciborzem.


Zwyczaje śmigusowe z tamtych okolic mają kilkaset lat udokumentowanej historii. Już Lucjan Malinowski (ojciec Bronisława, słynnego badacza wysp Pacyfiku) badając tradycję krzyżanowicką zastał ją w opowiadaniach informatorów jako bardzo starą, około stuletnią, a prowadził swoje badania na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX stulecia. Warto zacytować opis, który Malinowskiemu przekazał jego informator: Tu W Krzyzanowicach


jest prawo pachołcze, rząd jak gmiński, jest jeden fójtem (wójtem) wolóny (wybrany),


burmister przy tym i prawny. Przy tym w dniu w drugie święto wielkanocne to


ustanowióm, a trwa to aż do świętego Ducha do drugiego święta. Przez ten czas jest


kożdy pod strofóm (kara) obowiązany pachołek i dziewka do procesyje w niedziela iść,


a przi tym nie śmi żaden pachołek ku dziewce wieczorem czasem iść, bo dyby go tak


to prawo trefiło, żeby z dziewkom stał, abo siedział, tak musi patnast (piętnaście)


czeskich (srebrnych groszy) sztrofy zapłacic; to się dawa do kościelne kasy. Na


procesyi, kieby dziewka nie szła, abo pachołek, to są sztrofowani dwiema groszami.


Dwa razy przez ten czas jest w procesyi składka podle każdego wóle, to tez idzie do


kościelny kasy, a sprawujom se za to korągle. A to trwa uż przez sto lat. A we


Tworkowie a Roszkowie, to tez jest to samo, w Bukowie, w Seryni, w Rogowach i


Rudyszwałdzie, w Benkowicach. To się raz stało, tak była prziszła w nasze okolicy


wielka niemoc, tak, ze ludzie byli bardzo wymrzyli, że uż nie pómogały żadne prośby,


choć ludzie prosili, żeby ta niemoc ustała. Tak księdzowie w te okolicy byli się


urządzili, żeby szkolne dzieci, pachołcy i dziewki z procesjom naokoło wsi szli, ażeby


Bóg był tak dobry, miłosierny, żeby ta choroba ustała, i tak te prawo i te procesyje na


pamiątka dosawad dzierżom.


Istotą tych tradycji jest istnienie w każdej z tych wsi jakoby organizacji młodzieżowej o charakterze religijnym z jednej, a ludycznym z drugiej strony. Organizacja ta ma swoja strukturę i władze, w Bolesławiu na jej czele stoi „szef młodzieży”, a w Krzyżanowicach „pachołczy fojt” (ten ostatni tytuł nie zmienia się przynajmniej od czasów Malinowskiego, gdyż w jego zapiskach również się pojawia). Członkowie tej organizacji, skupiającej młodzież męską przez cały okres świąt kościelnych cyklu wielkanocnego zapewniają odświętną oprawę uroczystości kościelnych, zwłaszcza jeśli chodzi o udział w procesjach z chorągwiami i sztandarami, to jest więc religijny aspekt ich działalności.



Aspekt ludyczny pojawia się w noc z pierwszego na drugi dzień Wielkanocy, kiedy członkowie organizacji grupami chodzą po całej wsi budząc gospodarzy, składając życzenia, oblewając wodą i otrzymując od nich datki, zwłaszcza jajka, ale również pieniądze. Z otrzymanych jajek robią sobie rano jajecznicę i spożywają wspólny posiłek. W tym nocnym obrzędzie objawiają się niewątpliwie elementy bardzo dawne, żeby wymienić tylko pewne bogate symbole: noc, woda, jajo, wspólny posiłek. Nie będę tu próbował wchodzić w charakter symboliczny tego obrzędu, który ma wiele aspektów, ja w tym miejscu chciałem podkreślić tylko dwa z nich, mianowicie aspekt ludyczny i aspekt sakralny.



Myślę, że chuligański charakter dyngusów miejskich bierze się przede wszystkim z oddzielenia elementu ludycznego od religijnego, z zapomnienia wręcz, jakie święto się obchodzi. Dochodzi tu do poważnego zakłócenia równowagi, które owocuje znacznymi wynaturzeniami. Tych wynaturzeń nie ma w obrzędach śmigusowych w podraciborskich wsiach, gdyż tam elementy ludyczne ściśle się przeplatają z sakralnymi.



To samo powiązanie dwojakich elementów, może nawet bardziej ze sobą splecionych obserwujemy na właściwie tym samym terenie, bo również na południowej Raciborszczyźnie, tyle że w innych wsiach w postaci konnych procesji wielkanocnych. Procesje takie odbywają się w poniedziałek wielkanocny między innymi w Pietrowicach Wielkich, Sudole i Bieńkowicach.



Bardzo ciekawy jest program procesji, który podaję na przykładzie Pietrowic. Jej główne elementy to: przemarsz do kościoła pątniczego, nabożeństwo tamże, objazd pól, wyścigi konne, zakończenie procesji w kościele parafialnym. Dominują oczywiście elementy religijne. Zalicza się do nich przemarsz, nabożeństwo, zakończenie, a także objazd pól, który jest forma błogosławieństwa. Nie bez znaczenia pozostają jednak w procesjach konnych także elementy ludyczne. Należy do nich w pierwszej kolejności wyścig konny, który jest żywiołową rywalizacja sportowa, angażującą cała wieś, nie tylko uczestników, ale licznych kibiców.



Nie jest to jednak jedyny element ludyczny procesji konnych. Po błogosławieństwie w kościele „kończy się część oficjalna wielkanocnych procesji konnych. Na początku XX wieku, jak oceniają badacze, zakończenie procesji miało inny charakter. Odbywało się ‘w gospodzie Neumana, w której - zgodnie ze stara umową – zwycięzca stawiał beczkę piwa. Dziś jeźdźcy odjeżdżają na koniach w różnych kierunkach, bo wielu z nich przyjeżdża z daleka, a spotkania towarzyskie odbywają się jedynie w kręgach prywatnych. Natomiast młodzi od lat bawią się na zabawie w miejscowym domu kultury”. Zresztą taneczne zabawy w drugi dzień Wielkanocy są dość powszechne i odbywają się również tam, gdzie nie ma procesji.



Nie należy moim zdaniem traktować tych zabaw, często po prostu dyskotek, jako czegoś zdrożnego. Nie są one jakąś nieuzasadnioną nowinką, ale mają mocne ukorzenienie w śląskich zwyczajach wielkanocnych. Jerzy Pośpiech pisze, ze kiedyś były one znacznie częstsze niż obecnie. Jak widzimy z przytoczonych przykładów świętowanie religijne, które omówiłem tu na przykładzie dawnych i nowych obrzędów wielkanocnych, jest przepojone elementami ludycznymi.



Byty kulturowe z zakresu religijności, zwłaszcza zaś religijności ludowej zaspokaja zazwyczaj nie tylko potrzeby ściśle religijne i duchowe, ale także na przykład psychologiczne, czy socjologiczne. Jest to bardzo wyraźnie widoczne na podstawie górnośląskiej Wielkanocy. W toku powyższego wywodu wielu obrzędom i zwyczajom przypisałem charakter magiczny. Praktycznie we wszystkich przypadkach jest to magia ochronna . Magiczne działania maja zabezpieczać działającego, jego bliskich oraz mienia od rozmaitych nieszczęść: piorunów, pożarów, chorób, szkodników, nieurodzaju, głodu, czy alkoholizmu. Właśnie słowo zabezpieczać ma tutaj kluczowe znaczenie. Te wszystkie działania bowiem zaspokajają potrzebę bezpieczeństwa, jaką w mniejszym lub większym stopniu odczuwa każdy człowiek. Sposobów zaspokojenia tej potrzeby jest wiele, ale w tradycyjnych społecznościach do najważniejszych należy magia ochronna. Inne grupy zwyczajów i obrzędów wielkanocnych służą zaspokojeniu innych potrzeb. Organizacje młodzieżowe zajmujące się klekotaniem w Wielki Piątek oraz śmigusem w drugie święto, służą zaspokajaniu potrzeby wspólnoty. Wymieniane przeze mnie liczne elementy ludyczne zaspokajają potrzebę zabawy. Często też sie zdarza, że działania magii ochronnej zatracają swoja pierwotna funkcję. Nie są już wtedy działaniami magicznymi, ale swego rodzaju rytuałem tożsamości. Po prostu ktoś kultywuje stare śląskie zwyczaje tylko po to, aby podkreślić, że jest Ślązakiem. W takim przypadku byty te zaspokajają potrzebę samoidentyfikacji. Trzeba jednak dbać o to, aby te pozareligijne motywacje świętowania nie były jedynymi, które nam przyświecają. Także bowiem w dawniejszych czasach zaspokajanie tych wszystkich potrzeb, które wymieniłem pozostawało w cieniu przeżycia religijnego.


LITERATURA:
1. J.Pośpiech, Zwyczaje i obrzędy doroczne na Śląsku ; Opole 1987




  1. Kornelia Lach; Wierzenia, zwyczaje i obrzędy. Folklor pogranicza polsko-czeskiego; Wrocław 2000;




  2. Lucjan Malinowski, Zarysy życia ludowego na Szląsku. W Jerzy Pośpiech, Stanisława Sochacka, Lucjan Malinowski a Śląsk, Opole 1976




  3. Artur Rumpel; Świętować po katolicku



Victimae paschali laudes

Victimae Paschali laudes to łacińska sekwencja stanowiaca część rzymskokatolickiej mszy, przypisana na niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego i dni oktawy Zmartwychwstania Pańskiego. Jej autorstwo przypisuje się powszechnie Wiponowi z Burgundii, niekiedy zaś Notkerowi Jąkale, Robertowi II Pobożnemu, bądź Adamowi od Św. Wiktora.


Jest jedną z czterech sekwencyj zachowanych w liturgii katolickiej do dnia dzisiejszego. W niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego jest obowiązkowa, a dni oktawy Zmartwychwstania Pańskiego dowolna .Komponowało do niej muzyke wielu kompozytorów w tym: Antoni Busnois, Jodok des Prés, Roland de Lassus, AdrianWillaert, Jan Piotr Ludwik da Palestrina, czy William Byrd. Wywodzą się z niej luterańskie hymny zawarte w kantacie Jana Sebastiana Bacha Christ lag in Todesbanden.


Victimae paschali laudes

Immolent Christiani.


Agnus redemit oves

Christus innocens Patri

Reconciliavit

Peccatores


Mors et Vita duello

Conflixere mirando;

Dux vitae mortuus

Regnat vivus.


Dic nobis, Maria.

Quid vidisti in via?

Sepulchrum Christi viventis

Et gloriam vidi resurgentis.


Angelicos testes.

Sudarium et vestes.

Surrexit Christus spes mea;

Praecedet suos in Galilaeam.


Credendum est magis soli

Mariae veraci

Quam Judaeorum

Turbae fallaci.


Scimus Christum surrexisse

A mortuis vere.

Tu nobis victor

Rex miserere.


Amen. Alleluia.


Z przekładów polskich uwagę zwraca tłumaczenie ks. Stanisława Grochowskiego, z 1599 roku, dajace się śpiewać na oryginalną melodię gregoriańską, które przytaczam za tą stroną:


Ofiarujmy chwałę w wierze,

Wielkonocnej ofierze.

Baranek owce zbawił,

Chrystus nam pokój sprawił

Z Ojcem naszym Panem,

Rozgniewanym.

Śmierc i żywot przeciwną

Bitwę zwiedli, a dziwną.

Żywot acz prawdziwie

Zabit, żywie.

Marya powiedz nam,

Coś widziała, żywli Pan?

Widziałam grób już żywego,

Patrzałam na chwalebną twarz jego.

Widziałam widzenie,

Aniołów i odzienie.

Powstał Pan kochanie moje,

Uprzedzi do Galilei swoje.

Słuszniej wierzyć Maryi świętej białejgłowie,

Niż temu co plotą fałszywi Żydowie.

Wierzym, że Chrystus powstał od umarłych żywy

Zwycięzco królu bądź miłościwy.

Alleluja.


Tłumaczenie to zostało też przerobione na pieśń zwrotkową. Jej tekst znajduje się tutaj:

Ofiarujmy chwałę w wierze, Przy Wielkanocnéj ofierze; Gdy Baranek owce zbawił, Chrystus grzesznym pokój sprawił. Alleluja.

Z Bogiem Ojcem naszym Panem, Srodze na nas zagniewanym, Pogodził nas śmiercią srogą, Za nas lejąc krew swą drogą. Alleluja.

Śmierć i żywot zbyt przeciwną, Bitwę zwiedli bardzo dziwną; Żywot choć umarł prawdziwie, Zabity wszelako żywie. Alleluja.

Maryja racz powiedzieć nam , Coś widziała? czy żyje Pan? Widziałam grób już żywego, Patrzałam i na twarz Jego. Alleluja.

Widziałam Pana mojego, W chwale Swéj zmartwychwstałego; Widziałam dziwne widzenie: Aniołów, potnik, odzienie. Alleluja.

Powstał Pan kochanie moje, Ujrzy w Galilei swoje; Wierzmyż świętéj białogłowie, Bardziéj niż złych żydów mowie. Alleluja.

Jezu Królu wiecznéj chwały, I zwyciężco okazały; Wierzym żeś wstał z martwych żywy, Chryste bądź nam miłościwy. Alleluja.


Tłumaczenia obecnie uzywanego w liturgii nie przytaczam, gdyż jest ono w porównaniu z powyższymi bardzo mizerne. Na koniec, jak zwykle, kila nagrań z youtube:

Victimae Paschali laudes Manuela de Sumaya w wykonaniu Capilla virreinal

Victimae Paschali laudes gregoriańskie w aranżacji popowej w wykonaniu Alice

Victimae Paschali laudes improwizowane przez Daniela Rotha

Victimae Paschali laudes improwizowane przez Pawła Wagenera

Victimae Paschali laudes nieznanego kompozytora w wykonaniu nieznanym

Victimae Paschali laudes gregoriańskie z Pompiano pod dyrekcją Liwiusza Biondiego

Victimae Paschali laudes nieznanego kompozytora w wykonaniu chóru Aztec Singers